DIY: zrób sobie własnego Bogusława Śliwińskiego

3/26/2014

DIY: zrób sobie własnego Bogusława Śliwińskiego

Znacie talerze projektu Bogusława Śliwińskiego? Podejrzewam, że tak, jeśli przeglądacie sieć w poszukiwaniu interesujących przedmiotów dla swoich pociech.
Jego talerze są wyjątkowe przez wzgląd na pobudzanie kreatywności i wymuszanie zabawy na talerzu. Zarys twarzy, samochód transportowy, spadochroniarz bez spadochronu... Poszczególne rysunki wymagają od nas (od naszych dzieci) dopełnienia, wypełnienia. I tak można zrobić komuś fryzurkę z sałaty albo brokułowych główek, spadochronem może być plaster pomidora lub - inaczej - z talarków marchewki może powstać pęk baloników... Helikopter może dostarczać groszek w jakieś miejsce odbioru. Co się komu podoba, na co kto wpadnie.





Wiedziałam, że muszę zdobyć taki talerz. Niestety, w większości sklepów internetowych nie był już dostępny. Wyprzedany asortyment w sumie mnie nie zdziwił. Co w połączeniu z ceną zachęciło mnie do poszukiwania innego rozwiązania.
Zbliżają się urodziny mojej mamy, na które szykuję niespodziankę. Niespodziankę, która wymogła na mnie zakup markera do porcelany. Kiedy snułam plany projektowe (czyt. myślałam koncepcyjnie ;)), uśmiechnęłam się szeroko, przypomniawszy sobie talerzowe inspiracje. Pomyślałam wówczas: dlaczego nie można SAMEMU stworzyć takiego talerza?

Co będzie potrzebne?
 - marker do porcelany (najlepiej taki, który daje możliwość utwardzenia wzoru w piekarniku: można wówczas kąpać przedmioty w zmywarce nawet i nic nie stanie się naszym malunkom)
 - talerz (najlepiej biały, ale kto powiedział, że nie można eksperymentować? ;))


1. Na początek proponuję wybrać wzór. Z "twarzowych" stanęło u mnie na zarysie najbardziej kobiecym. Bogusław Śliwiński stworzył 6 profili (cała kolekcja nazywa się "FaceON" i możecie ją zobaczyć np. TUTAJ), z których właśnie ten jeden najbardziej przypadł mi do gustu. Odnośnie wzorów "maszynowych": wybrałam ciężarówkę; mój synek najbardziej lubi samochody (ciężarówki pracujące przy Stadionie Śląskim cieszą się u niego wyjątkowym zainteresowaniem), więc nie mogło być mowy o innym wyborze.

2. Przećwicz wzór na kartce (ołówkiem albo długopisem). Da Ci to pewność ręki, pozwoli też wprowadzić modyfikacje do pierwotnego projektu. W przypadku twarzy ćwiczyłam np. najlepsze zagięcia linii, by czoło, nos, usta i broda tworzyły razem możliwie najlepszy obraz. W przypadku ciężarówki zmodyfikowałam projekt bazowy, proponując własną wariację na temat. Opony być może wyszły koślawo, ale według mnie nadają całości uroku. Pod koniec można pokusić się o ćwiczenie na kartce z markerem: ponieważ miałam go pierwszy raz w rękach i nie wiedziałam, jak się zachowa w zetknięciu z jakąkolwiek powierzchnią (by tusz wypłynął, trzeba było potrząsnąć markerem i - przyciskając końcówkę do np. papieru - poczekać, aż biała końcówka nasiąknie tuszem), wykonałam jedną próbę.

3. Narysuj wybrany wzór na talerzu. W tym celu wybierz miejsce, w którym chcesz wzór nanieść i... nanieś! Na tym etapie najlepiej nie myśleć za wiele i nie przejmować się: linie wyjdą wówczas bardziej płynne.

4. Utwardź wzór. W zależności od producenta, różnie to wygląda. Ja nabyłam marker firmy Pebeo ("Porcelaine 150") i moje talerze najpierw muszą suszyć się przed 24 godziny, potem wypalać przez 35 minut w 150 stopniach.

5. Ciesz się wyjątkowymi talerzami! Czyli baw we fryzjera, w budowniczego... Cokolwiek przyjdzie do głowy Tobie lub Twojemu dziecku! ;)




wiosenny spacer krasnoludka

3/14/2014

wiosenny spacer krasnoludka

Uwielbiam wiosnę. Tęskniłam za nią rok temu, gdy zima i lato naprzemiennie walczyły o wpływy, nie pozostawiając miejsca ani orzeźwiającej (ale ciepłej) wiośnie, ani złotej jesieni (serwując nam ewentualnie porywy wiatru połączone z zacinającym deszczem). Powietrze nareszcie pachnie przyrodą budzącą się do życia, swoją świeżość czerpie od młodych roślin pełnych energii i zapału do wzrostu (wydaje się, że wreszcie pożegnało zeszłosezonową inspirację: podmuchy arktyczne).
Znać, że idzie wiosna; również z innych powodów.
Pojawiły się pierwsze wycieczki szkolne (maszerujące żwawo alejkami parku, głośne i ruchliwe po seansie w planetarium, odpoczywające od zadzierania głów i patrzenia w gwiazdy), przyjaciółki plotkujące na ławkach, chrupiące gofry z budki... Wrzask kaczek, słońce odbijające się od skrzydeł łabędzi, dziób kosa w promiennych kolorach poszukujący pokarmu, szelest zeszłorocznych liści zwiastujący przebudzenie w przyrodzie (w zimie ten dywan służył za posłanie, swoistą kołdrę, którą - z uwagi na wygodę, lenistwo i aurę - należało ruszać możliwie jak najrzadziej)...
Wysoka dziewczyna przysiadła na pomoście obok niskiego chłopaka, który ściągnął czapkę i zmierzwił włosy. Szczupła starsza pani przysiadła na ławce i oglądała prasę kolorową; od czasu do czasu syciła się nikotyną wysysaną z papierosa zgrabnie trzymanego między palcami; jej jaskrawy, zielony beret pasował do pierwszych źdźbeł trawy wyrosłych w tym sezonie.
Bryła Stadionu Śląskiego to wciąż szkielet jasnych, stosunkowo świeżych kości, od czasu do czasu muśniętych wstrząśniętym pyłem. Warkot silnika maszyn wielkogabarytowych przyciągał uwagę mojego synka; stereotyp męskich zainteresowań potwierdzony. Choć nie do końca... Młodzian, jak ja w dzieciństwie, bardziej od kopania piłki z kolegami-bliźniakami, zainteresowany był przeglądem ściółki: wybieraniem kamyczków, patyków, poszukiwaniem ciekawych okazów roślin. Taki mały detektyw albo archeolog. Kiedyś chciałam być i jednym, i drugim. Teoretycznie powinno się wyeliminować takie myślenie, ale może potomek zechce urzeczywistnić plany niegdyś snute przez matkę? ;) Żadnego przymusu nie ma, najważniejsze wspieranie zainteresowań. Poza tym na razie i tak jesteśmy na etapie małego krasnoludka, którego największą pasją są kamienie (nie tylko szlachetne, parkowe są równie dobre).














Na facebookowym profilu oglądałam nieśmiałe uśmiechy krokusów, przesyłane przez krewnych i znajomych Królika. Na każdym spacerze szukałam ich wzrokiem; tych "u siebie", w parku naprzeciwko, które wreszcie zwiastowałyby ostatecznie wiosnę w moim otoczeniu. Na próżno. Aż do dzisiaj...

 






Gdy wracaliśmy, zauważyłam za ogrodzeniem stadionu włochate główki podbiału. Te żółte, milutkie w dotyku kwiaty uchodzą za pospolite, ale dla mnie od zawsze kojarzyły się ze zwiastunami wiosny... Były jak jaskółki - a jaskółek nigdy nie uznałabym za pospolite... Wspomniane ptaki poszczycić się mogą smukłym ciałem i zwinnością lotu. A podbiał pospolity? Delikatność pokrywającego je meszku i niewielkie rozmiary mogą zmylić - podbiał najlepiej (przynajmniej według mnie) radzi sobie w warunkach skrajnie trudnych: przy torach kolejowych, tramwajowych, na budowie stadionu... Gdybym miała zgadywać, które kwiaty rosną na księżycu, bez wahania odpowiedziałabym, że właśnie one...
Zdjęcia nie zrobiłam, zmęczona pchaniem wózka pod górkę i myślami zajęta karmieniem synka; pilnowałam, żeby nie usnął na ostatniej prostej do domu. Powietrze odurza!

DIY: zakładka do książki dla dziecka

3/06/2014

DIY: zakładka do książki dla dziecka

Staram się często czytać dziecku. Sama to uwielbiam (a Literaturą, de facto, zajmuję się zawodowo), więc chcę go zarazić swoją pasją ;). Największym problemem w trakcie lektury były jednak... zakładki. Młodzian porywał je i miętolił, przez co powracały do mnie w stanie... hmm. W stanie totalnego zmiętoszenia właśnie.

Rozwiązanie przyszło w momencie, w którym znalazłam swoją starą zakładkę - prezent od mojej chrzestnej. Siostra mojej mamy jest niezwykle kreatywna; wymyśliła kiedyś, żeby z maskotki zrobić zakładkę. Właściwie każdy może uszyć sobie taką i cieszyć się potem razem z dzieckiem, które porywa takową z książki i bawi się nią. Nic się nie zniszczy, a zabawa dla wszystkich przednia!


Co będzie potrzebne?
 - mała maskotka, najlepiej płaska
 - szeroka materiałowa tasiemka (nieco dłuższa niż średnia wysokość książek, które zazwyczaj czytamy dziecku; im dłuższa, tym do większej ilości książek będzie pasowała zakładka)
 - igły i nić + nożyczki

Na początku należy wykonać rzecz najmniej chyba przyjemną: przeciąć maskotkę na pół... Potem trzeba doszyć tasiemkę z obu stron i gotowe!





Oczywiście nie musi to być akurat piesek, może być jakakolwiek maskotka. A może warto poeksperymentować z figurkami i klejem? Inspirujmy się! :)