projekt "ŁAZIENKA" (cz. 4) - malowanie płytek, czyli mój romans z wałkiem

5/30/2017

projekt "ŁAZIENKA" (cz. 4) - malowanie płytek, czyli mój romans z wałkiem

Nim pochwalę się efektem końcowym, czyli metamorfozą łazienki, wypada, bym wspomniała o najważniejszym etapie: malowaniu glazury. Animuszu dodały mi blogowe koleżanki, które udowadniały, że remont łazienki można przeprowadzić bez kurzu i pyłu, skuwania kafelków i całej tej - powiedzmy to głośno czy tam napiszmy wyraźnie - zniechęcającej otoczki. Bo właśnie: takie remonty łazienek - konkretnie tego miejsca w domu lub mieszkaniu - przeprowadza się bardzo rzadko, najczęściej na samym początku i... na tym koniec. Dlaczego? Ponieważ wizja wymiany płytek jest na tyle paraliżująca, że potrzeba mocnych argumentów, by się na to zdecydować. Dlatego tak ucieszyły mnie realizacje koleżanek, które płytki malowały. Zazwyczaj po weekendzie pracy powstawała nowa łazienka - bez kucia, bez pyłu!

W zeszłym roku kupiłam więc farby i... czekałam na przypływ odwagi. Do działania pchnęła mnie w zasadzie nasza spółdzielnia mieszkaniowa, która w marcu tego roku przysłała do nas (i nie tylko nas) robotników wymieniających pion kanalizacyjny. Nasze obecne płytki zostały w kilku miejscach zniszczone, zagładzie uległa również obudowa światła na suficie (Uff! Pisałam o niej TUTAJ, we wstydliwych zwierzeniach, co to nam w mieszkaniu nie gra). Nie było wyjścia - albo teraz, albo nigdy. Braki glazury uzupełniliśmy zapasami z komórki, zabudowę całkowicie rozmontowaliśmy. Mąż zrobił nową, według mojego projektu i według instrukcji z... You Tube'a. Szczerze? Poszło mu lepiej niż tym, którzy robili poprzednią, więc z filmików naprawdę można się wiele nauczyć! (To tak motywująco, co by nikt już się nie wykręcał, że się nie da abo że kogoś nie stać na fachowców czy np. odpowiednie warsztaty.)

malowanie płytek łazienkowych
co, jak i dlaczego


Korzystałam z dwóch (a w zasadzie trzech) rodzajów farb:
 - Flügger Flutex 10 (odcień Calm White)
 - V33 Renowacja Płytki ceramiczne Łazienka & Kuchnia (Biały)
 - V33 Renowacja Kuchnia & meble kuchenne (Czarny)

Płytki sąsiadujące z wanną czy umywalką, a więc najbardziej narażone na kontakt z wodą, chciałam pokryć farbą specjalnie do tego przygotowaną - a więc renowacyjną V33 Płytki ceramiczne Łazienka & kuchnia. Pozostałe dwie, dla (jak sądziłam) zaoszczędzenia, chciałam pokryć Flüggerem Flutex 10 - farbą nadającą się na różnego rodzaju powierzchnie domowe. Natomiast farbę V33 Renowacja Kuchnia & meble kuchenne kupiliśmy wyłącznie dlatego, że... jako jedyna z renowacyjnych była w kolorze czarnym, którego potrzebowałam do pokrycia dolnej części ściany. A że jako rodzicom rzadko udaje nam się wyskoczyć do sklepu wspólnie, chcieliśmy wykorzystać sytuację i dokonać wyboru szybko - już!

Dlaczego akurat te farby?
Pierwotnie zamiast farb renowacyjnych V33 chciałam nabyć farbę Hydropox marki Noxan - zrobiłam swego czasu research, z którego wyszło, że to najlepsza farba do płytek sąsiadujących z wodą, ba! do pomalowania wnętrza kabiny prysznicowej również! O ile producent V33 nie zaleca stałego kontaktu pomalowanej powierzchni z wodą, Noxan tego problemu nie ma. Farba jednak (posiłkuję się tutaj wyliczeniami producenta) zapewnia krycie na poziomie 5-6 m²/kg farby przy jednej powłoce, podczas gdy V33 to już ok. 12 m²/l, a dla Flüggera Flutex 10 8-10 m²/l. Ok., znamy obiecywaną wydajność, a jak wygląda:

Cena za farbę? 
  • Noxan Hydropox: od 98,00 PLN/kg (informacje ze strony oficjalnej producenta, przy zakupie większej ilości farby cena maleje, przy czym kolejne pojemności to 4kg w cenie od 258 złotych i... 15kg z ceną brutto blisko tysiąca)
  • Farba renowacyjna V33 Płytki ceramiczne: 94,68 PLN za 0,75l (koszt 1l: 126,24 PLN), przy czym 2l kosztują już 128,00 PLN (co daje koszt 1l: 64,00 PLN) (Castorama, zakupy własne marzec/kwiecień 2017)
  • Farba renowacyjna V33 Kuchnia i meble kuchenne: 65,98 PLN za 0,75l (ok. 88,00 PLN za 1l; przy zakupie większej ilości farby cena maleje, ale nam wystarczyło wiaderko o właśnie takiej pojemości) (Castorama, zakupy własne marzec/kwiecień 2017)
  • Flügger Flutex 10: od 54,99 PLN za 0,7l (78,55 PLN za 1l) - dane ze strony producenta - skorzystaliśmy z promocji w salonach marki i kupiliśmy wiaderko 0,7l za 31,82 PLN (45,45 PLN za 1l)

Mistrzem matematycznym nie jestem, ale stwierdziłam, że Flügger Flutex 10 wychodzi w zestawieniu najbardziej korzystnie (wtedy jeszcze nie brałam pod uwagę promocji, o której dowiedziałam się potem), wobec czego to tę farbę wybrałam na ściany niesąsiadujące z wodą. Ponieważ cena farby Hydropox w połączeniu z mniejszym kryciem nieco mnie odstraszyła, wybrałam rozwiązanie tańsze, jak i spopularyzowane wśród koleżanek blogowych: farbę V33.

Wrażenia z korzystania z farb:
  • Flügger Flutex 10 - farba gęsta, matowa. Miała wyczuwalny zapach, ale nie jakoś szczególnie przeszkadzający (mój tata nazwał go nawet przyjemnym). Malowało się nią wygodnie, nie spływała ze ścian, nie musiałam jej szczególnie wyrównywać (chyba że położyłam jej gdzieś więcej - wówczas było to konieczne dla uzyskania estetycznego efektu). Nie byłam szczególnie zachwycona kryciem, ale gdy przeszłam do V33... to po prostu była wina ciemnych kafelków, nie farby. Krycie Flutexa to całkiem niezły poziom - korzystając z pędzla (nie wałka!), już w 2 albo 3 warstwach mogłam uzyskać pełne krycie. Niby nic szczególnego? Cóż - stara łazienka zniknęła pod 5 albo 6 warstwami farby V33 malowanej wałkiem (sic!), więc to chyba całkiem niezły wynik.
matowa biel
  •  V33 Renowacja Płytki ceramiczne Łazienka & kuchnia - Pierwsze nasze podejście nie było najlepsze. Farba jest dwuskładnikowa - zawartość malutkiej saszetki należało przelać do pojemnika z farbą i dokładnie wymieszać. Problematyczny okazał się właśnie ten dodatkowy składnik (gwarantujący nam potem właściwości farby, więc konieczny) - jego zapach był nieprzyjemny, ostry, a farba po zmieszaniu z nim... cała nim śmierdziała. Po chwili przyzwyczaiłam się do tej woni, ale pierwsze wrażenie nie należało do przyjemnych. Niemniej, coś za coś - jeśli farba ma pokryć glazurę, musi mieć wsparcie. W takich chwilach zaciska się zęby i działa. Malowanie farbą zaczęłam od nałożenia warstwy na płytki nieco już wybielone Flutexem 10. Pierwsza myśl? O matko, przecież to w ogóle nie kryje! Farba była rzadsza, odniosłam wrażenie, że "spływa" po ścianie. "Doskonałe KRYCIE", wyczytałam przecież na opakowaniu - wtedy miałam ochotę prychnąć! Pomogła moja chrzestna, która przyjechała pewnego sobotniego przedpołudnia z własnymi wałkami - lepszymi o niebo! - i zabrała się za malowanie. Po jej zabiegach i dwóch warstwach farby ściany prezentowały się o niebo lepiej, choć wciąż wymagały wybielenia. Tak więc doświadczenie, odpowiednie narzędzia i technika pracy bywają decydujące!
biel satynowa z połyskiem
  •  Farba renowacyjna V33 Kuchnia i meble kuchenne, której użyłam do pomalowania dolnej części ścian w łazience. Jak wspomniałam, wybraliśmy z mężem właśnie tę farbę (Do mebli kuchennych, a my tu będziemy płytki malować!), bo jako jedyna z renowacyjnych była tego dnia dostępna w sklepie w kolorze czarnym. Doświadczona poprzednią farbą, nie miałam większych problemów z aplikacją. Wybrany odcień okazał się być wybawieniem: przy 5 czy 6 warstwach białej farby, czarnej wystarczyły tylko dwie - tak jak sugerował producent!


Czas więc na kluczowe pytanie:

Jak to wyszło?
Zaczęłam od ścian niesąsiadujących z wanną czy umywalką, więc sięgnęłam po białą Flügger Flutex 10. Na początku należało, oczywiście, zastosować metodę 3xO: płytki oczyścić, odtłuścić i osuszyć. Dopiero potem, bez podkładu, można było nakładać farbę. Udało mi się pomalować nią ściany dwa razy, nim... wiaderko opustoszało. Okazało się, że ciemny turkus glazury pokrywającej łazienkę był prawdziwie trudny do zakrycia. Zamiast kupować kolejne wiaderko Flutex 10 (promocja była jednodniowa, ech ;)), otworzyłam farbę, którą miałam na podorędziu: białą renowacyjną V33 Płytki ceramiczne. Ściany sąsiadujące z wanną i umywalką wciąż czekały na swoją kolej, zabrałam się za te już wybielone. Pierwsze wrażenie z użycia V33 opisywałam powyżej: ogółem, nie powalało. Przybita, szukałam wsparcia w grupach wnętrzarskich na Facebooku - doświadczenia z farbą bywały różne, jednak nikomu się ona nie "lała". Kilka dni później - dzięki chrzestnej - dowiedziałam się, że albo nie dość dobrze wymieszałam oba składniki, albo używałam złego wałka (jej był o wiele lepszy - z mniejszą średnicą i dłuższym włosiem). Weekendowe malowanie poszło sprawnie - pokryłyśmy białą farbą wszystkie ściany, a łazienka wreszcie zaczęła przypominać lepszą wersję siebie! Ciemny turkus wciąż jednak przebijał, więc musiałam nałożyć dodatkowe warstwy farby. Ogółem wyszło ich ok. 5-6.

z lewej stare kafelki, z prawej pomalowane 3 warstwami białej farby:



 




Już wyjaśniam powyższy brak farby w dolnej części ścian. 
Malowałam łazienkę na biało do pewnego momentu, dół chciałam mieć czarny, by nieco zróżnicować przestrzeń. Gdy więc pokryłam ściany na biało, mogłam przystąpić do malowania na czarno. Zabezpieczyłam do tej pory pomalowane kafelki taśmą malarską i przystąpiłam do pracy. Tu było łatwiej. Czarna farba łapała wyśmienicie, po dwóch warstwach było po sprawie!




Żeby przejście między płytkami było jak najbardziej estetyczne, użyłam Frog Tape - w porównaniu do standardowej taśmy malarskiej, ta nie pozostawia wrażenia "włosków".
Nie zrobiłam tego jednak wszędzie (na pewnej powierzchni posiłkując się zwykłą taśmą malarską) i różnica, choć kosmetyczna, jest dostrzegalna.





Co poszło nie tak?
czyli ucz się na cudzych błędach

Jako mądra, doświadczona, oczytana kobieta, wiedziałam, że przed malowaniem należy zabezpieczyć wszelkie powierzchnie, które pomalowane być nie mają. Wyposażona w sprzęt, jeden z lepszych na rynku (zielona Frog Tape do zadań specjalnych) oraz zwykłą taśmę malarską, uderzyłam i obkleiłam wystające obiekty: włączniki, krany, wieszaki i tym podobne. Robiłam to dokładnie, a po wszystkim byłam z siebie bardzo dumna. 






Byłam z siebie dumna do czasu, gdy po zakończeniu malowania zdarłam taśmy.
Widać nawet wrodzony czy nabyty perfekcjonizm nie uchroni przed wpadką. Wydawało mi się, że obklejałam - takie włączniki dajmy na to - dokładnie. A tu masz!
Moja rada: wymontuj, rozkręć, odkręć wszystko to, co możesz, nim przystąpisz do malowania. Zaoszczędzisz sobie dodatkowej pracy!





Malowanie przestrzeni między kafelkami.
Na samym początku malowałam fugi ("obramowanie" płytki), dopiero potem resztę ("wypełnienie" płytki) - kiedy chciałam pomalować całość od razu, wałek zabierał mi farbę z krawędzi płytki (zły wałek, zły!).



zaznaczone krawędzie, gdzie prześwituje stary kolor glazury - wałek zbierał farbę z tego miejsca, niestety
Moja metoda nie była jednak najlepsza. Malowałam wtedy Flutexem 10 - farbą gęstą. I choć pięknie pokrywała mi płytki, nie wzięłam pod uwagę, że moje piękne "ramki"... będą później widoczne. Używałam dwóch rodzajów farb - to dlatego. Gęsty Flutex pokrywałam nieco bardziej rzadką V33. Miejsca, które po wypełnieniu fug farbą, malowałam potem raz czy dwa Flutexem, wyglądały lepiej. Moja rada: malując dany fragment ściany, maluj jednym rodzajem farby, nie mieszaj ich!

widoczne ślady pędzla i farby naniesionej z jego pomocą; nie udało się ukryć tych warstw ("obramowania") pod kolejnymi warstwami farby - tym razem V33

Problematyczny był również wałek. Jak wspominałam, moja chrzestna przyszła ze swoimi narzędziami, w tym wałkiem z grubym włosiem, który miał mniejszą średnicę od tego, którego używałam do tej pory. Okazało się, że jej wałek świetnie radził sobie z malowaniem fug, czego mój nie potrafił! Wystarczyło na początku mocniej przycisnąć wałek do ściany (zagłębienia między kafelkami), a potem pomalować resztę powierzchni. Łatwo, szybko i przyjemnie!

ściąganie silikonu z krawędzi wanny i malowanie tamtej przestrzeni
Niby nic, prosta sprawa: albo nożykiem (delikatnie, żeby nie uszkodzić glazury), albo za pośrednictwem specjalnego preparatu. My wybraliśmy nożyk - bo był na miejscu, bo szybciej. Mąż dłubał sobie przy ścianie i wydłubał, ja wszystko pięknie wymyłam, osuszyłam, siadłam do malowania i... [wymowne milczenie] Nie wiem, czy to była moja wina, czy fakt, że nie użyliśmy specjalistycznego preparatu, a więc niewidoczne końcówki silikonu wciąż czepiały się ściany. (Producent V33 wyraźnie ostrzega: farba nie pokrywa silikonu!) W efekcie farba w ogóle nie chciała trzymać, dosłownie spływała z tego kawałka ściany. Na całe szczęście mogliśmy machnąć na to ręką, bo i tak ta przestrzeń wymagała powtórnego pokrycia silikonem.


Na dziś to tyle.
Ekipa remontowa Nefertari & c.o. dziękuje za uwagę, a w godzinach urzędowania przyjmuje wnioski, skargi oraz zapytowywania.

cdn.
...a w kolejnych odcinkach dowiesz się, dlaczego przy malowaniu kaloryfera warto zamknąć się w klatce oraz co się - do diabła! - stało z podłogą?!

Zapraszam!

 do tej pory w projekcie "ŁAZIENKA":

zabawki dla dziewczynki - Co polecamy?

5/23/2017

zabawki dla dziewczynki - Co polecamy?

Kiedy w pierwszej ciąży dowiedziałam się, że będę mieć syna, odetchnęłam z ulgą. Nie tylko dlatego, że marzył mi się pierworodny. Odetchnęłam również dlatego, że ominie mnie sklepowy szał (wiecie, proporcje asortymentu na poziomie 3/4 dla dziewczyn, 1/4 dla chłopaków) i... Maileg. Duńskie zabawki pokochałam bowiem od pierwszego wejrzenia, uznawałam je jednak za produkt bardziej dla dziewczynek i w sumie cieszyłam się, że nie będę musiała wydawać grubych pieniędzy na kolejne zestawy - bo czułam, że gdyby córa była, wydawałabym. Bez mrugnięcia okiem. Na zasadzie "Shut up and take my money!".

No i masz. Córa pojawiła się. Trzy i pół roku później. Kupiłam wtedy pierwszą myszkę Maileg i tak się zaczęło.

Festiwal Świadomych Rodziców oraz SILESIA BAZAAR Kids vol. 4 (cz.1)

5/19/2017

Festiwal Świadomych Rodziców oraz SILESIA BAZAAR Kids vol. 4 (cz.1)

Od festiwalu minęło już kilka tygodni; czuję się spóźniona z tym postem, jednocześnie bardzo chcę się podzielić tym, co mnie urzekło. Temu, jak twierdzę, służą wszystkie moje relacje z tego typu imprez: pokazaniu, ile dobrego i ciekawego (ba! inspirującego!) dzieje się dookoła nas - ile marek powstało, które wkładają serducho w to, co robią. Często są to firmy "domowe", nawet jednoosobowe, gdzie pasja i chęć zrobienia czegoś inaczej niż wszyscy, tęsknota za pewną "wizją", pchnęły do działania.
Dzisiejszy wpis to część pierwsza - poświęcona tym markom, które najbardziej skradły moje serce (co widać chociażby po ilości zdjęć - trzaskałam ich na tych stoiskach najwięcej!).


Do marki przyciągnął mnie ich lookbook. Nasze pierwsze spotkanie to były zdjęcia ojców bawiących się ze swoimi małymi dziećmi albo tulących je do siebie. Gra światła, nanocząsteczki kurzu wirujące w powietrzu. I materiał - który na zdjęciach uwydatniono wyśmienicie - który na wirtualnej fotografii wyglądał niesamowicie wygodnie.
Potem usłyszałam o marce, spodobała mi się gama kolorystyczna - stonowana, z cudnym musztardowym jako mocnym akcentem, barwną plamą (potem takich plam przybyło). W jednym z konkursów udało mi się wygrać dla córci rampers (właśnie musztardowy) oraz dziennik małych wielkich rzeczy - wspaniały przedmiot do notowania ulotnych chwil z dzieckiem - może stanowić nasz list do pełnoletniego człowieka, prezent na 18-urodziny, ślub czy inne ważne momenty. Nasze wspomnienie z rodzicielstwa - "łapacz" wspólnych chwil. Kiedy zaczęłam zapełniać strony przemyśleniami, refleksjami, słowami kierowanymi do teraz jeszcze maleńkiej, ale kiedyś dorosłej kobiety - mojej córki - oczy szkliły się same. 
COODO to coś więcej niż ubranka. To cała idea. Bliskości, "uważności", świadomego bycia obok i razem z dzieckiem.





Beata Miros - założycielka marki COODO - opowiadała o wyprawce idealnej. Czyli jakiej? Przede wszystkim przemyślanej: nie kupować za wiele lub na zapas (nie wiadomo, co nam się sprawdzi), ale stawiać na produkty najlepszej jakości - wygodne, miękkie, z naturalnych materiałów. Myślmy o wygodzie malucha, który w pierwszych miesiącach życia przeważnie leży. Najlepszym pomysłem jest wcielenie się we własne dziecko, wyobrażenie sobie, jak samemu by się czuło np. w sukience "balowej" (są przecież takie dla niemowląt) czy koszuli ze sztywnej tkaniny. Niekoniecznie wygodnie? To nie serwujmy tego swojej pociesze!





Wspominałam o tych uciesznych stworkach przy okazji poprzedniej edycji SILESIA BAZAAR Kids (moja relacja TUTAJ). W tym roku również miałam przyjemność je spotkać - tym razem towarzyszyły im nowe dodatki, w tym pióropusze, które można założyć samemu albo odziać w nie filcowego przyjaciela.






Urzeka mnie w marce podejście do dodatków - istnieją one pełnoprawnie, z takimi samymi prawami jak maskotki, czyli - wydawałoby się - produkt główny. A tu proszę - plecaki, trampki, skórzane okulary czy wspomniane pióropusze są dopracowane w najmniejszym szczególe, by razem z milusińskimi właścicielami (czy maskotkami, czy... nami ;)) tworzyć spójną całość. Dla przykładu, poniżej cudny plecak, który możemy założyć np. królikowi:


A to sprawczyni całego zamieszania! Na moją prośbę prezentująca pióra w akcji. Wiecie, że można je dobierać, dowolnie komponować? Uwielbiam takie pomysły!





Agnieszkę poznałam kilka lat temu - nie osobiście, a internetowo. Wtedy - jeszcze w ramach Sus Toys - tworzyła swoje pierwsze maskotki i ubranka, w tym ręcznie szytą książkę dla dzieci, wspierającą w nauce zapinania guzików, zamków, wiązaniu kokard i oddziałującą na zmysły. Wtedy zamówiłam książkę dla Małego Johna, teraz bawi się nią jego siostra. Każda była niepowtarzalna, tworzona w zasadzie na indywidualne zamówienie, z autorskich tkanin. 
Tym bardziej ucieszyłam się więc, że uda mi się spotkać Agnieszkę i przybić jej piątkę - w realu, nie w sieci! 
Dzisiaj książek kupić już nie można, ale maskotki do kolorowania czy cudne ubranka z autorskimi printami (poszerzone o kolekcję dla mam!) jak najbardziej. Zacieram już ręce na sukienkę dla siebie, wciąż jednak nie mogę się zdecydować na wzór... Grafitowa w ptaki czy może biała w niedźwiedzie? ;)
 




A to Agnieszka - pozytywna, ciepła dusza. Aguś - świetnie było Cię poznać!




Na zakończenie pierwszej części relacji marka, którą poznałam dopiero na tych targach. Przyciągnęła mój wzrok niemal natychmiast - głównie za sprawą stonowanej kolorystyki, jednocześnie bardzo dziewczęcej - takiej "mojej". Kiedy myślałam o urządzaniu wyprawki dla córki czy przygotowywaniu w naszym mieszkaniu kącika dla niej, poruszałam się mniej więcej w tej kolorystyce. Poza tym te maskotki-lale... Te poduszki...! Romantyczne, słodkie, ale z klasą, nieprzesadzone czy infantylne, czego nie lubię w produktach dla dzieci. Wszystko ze smakiem, dla małej księżniczki (albo większej - bo mnie samej oczy świeciły się jak dwa diamenciki!).






zobacz również: