w deszczowej mgiełce

4/26/2014

w deszczowej mgiełce

Za oknem pada deszcz. Szaro, buro, chłodno... Otulam się swetrem, korzystam z okazji, gdy podbiega synek i przyciągam go do siebie, tulę... Chłonę ciepło jego ciałka, zapijam kawą (już stygnącą) i tęsknie zerkam w kierunku wiosennych fotografii złapanych w internetową sieć...

Wtem otrzeźwiający policzek:



Przypomniałam sobie pewne popołudnie, kiedy wyszliśmy z dziadkami do sklepu. Na dworze padał deszcz, babcia zatrzymała się, by opatulić moją siostrę dokładniej przy szyi... Tymczasem ja pognałam z dziadkiem przed siebie.
 - Parasol! - krzyknęła za nami babcia.
 - Ale jest tak fajnie! - krzyknęłam, łapiąc krople we włosy.
 - Nie potrzebujemy parasolki! - okrzyknął dziadek żonie, która (jak podejrzewam, słysząc echo jej napomnień), kręciła głową, niekontenta.
A ja podrzucałam kolana w górę, kołysałam się na boki i śmiałam z łysego dziadka, któremu deszcz całkowicie zmoczył skórę na głowie. A dziadek śmiał się ze mną...*

Uśmiechnęłam się na tamto wspomnienie. Mimowolnie spojrzałam na okno (refleksyjny nastrój zazwyczaj każe mi, nie wiedzieć czemu, podnieść głowę i skierować ją ku światłu); mój wzrok padł na krzaczek zroszonego wodą mirtu, który stał na parapecie. Zaledwie chwilę wcześniej zrobiłam mu w wannie prysznic, by nacieszył się wilgocią. Mirt też lubi wiosenny deszcz.

A jeśli sytuacja się nie zmieni, już wieczorem...


* Informacja dla zatroskanych: po naszej "szalonej" wyprawie nie chorowałam, nie miałam nawet kataru. Jakby endorfiny nie dopuściły do żadnej infekcji...

INSPIRACJE: cytrynowa świeżość

4/25/2014

INSPIRACJE: cytrynowa świeżość

Lubicie cytrynę? Ja tak. Kiedyś za nią przepadałam: jako dziewczynka potrafiłam wycisnąć sobie wprost do ust sok z połówki przekrojonej cytryny... Nie wykrzywiałam się ani nie marszczyłam nosa - uwielbiałam ten orzeźwiający, pobudzający organizm smak. Dzisiaj nie jestem już takim hardcorem, ale cytrynę lubię nadal (poza dodatkiem do herbaty - tego nie lubiłam nigdy; no, może poza wyjątkiem naturalnie dodanej do Earl Grey - tutaj nie wybierałam niczego z torebki ;)) - w wersji przynajmniej lekko osłodzonej.

Gdy zobaczyłam przecudne spodenki w cytrynki na dziale dziecięcym w Zarze... Ugrzęzłam. Porwałam wieszak, którego nikt by mi nie wyrwał w trakcie mojej drogi do kasy. To nic, że to spodenki z działu dziewczęcego. Będą dla mojego synka idealne!

Cytryny mnie natchnęły i tak oto powstało niniejsze zestawienie świeżych inspiracji:



1. Wspomniane spodenki z Zary (od 0 do 3 lat).
2. Słomiany kapelusz znaleziony TUTAJ.
3. Tenisówki KEDS & Kate Spade (link)
4. Urokliwa torebeczka STĄD.
5. Lemon curd, czyli kapitalny dodatek do ciast, deserów i nie tylko. Polecam przepis znaleziony przez moją ciocię, która przetestowała wiele receptur na ten kwaskowato-słodki półprodukt: LINK.
6. Poduszka Skinny laMinx (znaleziona TUTAJ).

Jeśli wierzyć podpisom przy dwójce i czwórce: pozycje 2-4 od Kate Spade. Ta to musi lubić cytryny! ;)

http://www.liliribs.com/2012/09/22/be-smarter-than-the-computer/

enjoy the little things

4/22/2014

enjoy the little things

I już po świętach.

W dzieciństwie nie potrafiłam pojąć, dlaczego moja mama tak denerwuje się przy okazji Świąt, przed wyjściem na czyjeś urodziny, wyjazdem na wesele... Zestresowana, przeszkadzała jej nawet muzyka włączona dla relaksu przez tatę. Teraz już rozumiem, bo... mam tak samo. Słowa rodzicielki: "Zobaczysz, kiedy sama będziesz mamą" nabrały mocy. Najsilniej wybrzmiały gdzieś z tyłu głowy (sprawiając, że się ocknęłam, a powielanie schematów behawioralnych stanęło w pełnym świetle), gdy jechaliśmy na ślub mojej kuzynki. Trzeba było zapakować prezent, przygotować swoje ubranie (dzień wcześniej wszywałam nowy zamek w sukienkę), ubranie dziecka, poinstruować męża, który krawat będzie pasował, zjeść, nakarmić synka, ogarnąć torbę z jego rzeczami (i plan, kiedy go nakarmić w samochodzie i gdzie po drodze znaleźć miejsce, by ktoś słoiczek z posiłkiem podgrzał), ogarnąć torbę z pakunkami, własną torebkę... W przerwie (tfu! raczej w międzyczasie) zrobić sobie makijaż... W efekcie kiedy ja byłam gotowa (i synek), mąż dopiero zakładał koszulę. Dlaczego nie zrobił tego wcześniej? Bo "pilnował dziecka". (Jako ilustrację polecam grafikę: TUTAJ.) W takich momentach kobieta naprawdę może pomyśleć o sobie jako o Superbohaterce. Zmęczonej Superbohaterce... Dopiero teraz uświadamiam sobie, ile na głowie miała moja mama. Chęć przygotowania wszystkiego, zapięcia na ostatni guzik, przypilnowania, by każdy był gotowy (i to gotowy na czas!)... mnóstwo pracy i nerwów. Nerwów, które nie oszczędziły mnie i przy okazji tegorocznej Wielkanocy...

Mąż stwierdził, że wolałby nie mieć "idealnego" nakrycia stołu, "idealnej" bielu obrusu, "idealnie" wypucowanej podłogi, na którą nie może spaść jeden okruszek. Wolałby, żebym - zamiast co chwila zwracać dziecku uwagę lub jego samego ganić za nieprzygotowanie sztućców - cieszyła się chwilą. Śmiała z pokruszonej babki, siorbała herbatę (czasem właśnie taka smakuje najlepiej: sączona przez zęby ;)), brudziła palce i - zgodnie z tradycją Poniedziałku Wielkanocnego, na przykład - nie tyle olała moich mężczyzn wodą, co olała poplamiony czekoladą kołnierz koszuli synka. Spojrzałam na efekt mojej pracy - zastawiony stół, na którym, między innymi, leżała radośnie żółciutka serwetka z napisem "Enjoy the little things". Zaledwie dzień wcześniej, w Wielką Sobotę, piekłam wielkanocne babki w wersji mini, którymi chciałam obdarować najbliższych. Efekt? Tak przejęłam się tym, by wyglądały jak najlepiej, że zapomniałam o tej odrobinie szczęścia, którą miało mi dać obdarowanie nimi kogoś... Hasło z serwetki - idealnie komponującej się z babkami (w końcu były one "little things" ;)) - zagrało ze słowami męża. W istocie... Powinnyśmy się cieszyć chwilą, małymi rzeczami: na przykład uśmiechem dziecka, delikatnym dotykiem jego dłoni, gdy głaszcze cię po głowie, zapachem świeżych kwiatów, aromatem świeżo zaparzonej kawy... Powinnyśmy nosić radość i spokój w sercu niezależnie od daty: czy to będzie Wielkanoc, czy dzień roboczy - nie ważne! Miejmy w sobie miłość ZAWSZE.

Przy świątecznym śniadaniu mąż wziął synka na kolana. Wtem obficie maźnięte majonezem jajo wylądowało wprost na koszuli malca, ześlizgując się po niej jak na kreskówkach. Spojrzałam, zamilkłam i... wybuchnęłam śmiechem. Śmialiśmy się we trójkę, szczęśliwi, że jesteśmy razem. Dla takich momentów watro żyć.






















INSPIRACJE: wielkanoc black&white (DIY: girlanda do doniczki lub na tort i pomaziane jajka)

4/07/2014

INSPIRACJE: wielkanoc black&white (DIY: girlanda do doniczki lub na tort i pomaziane jajka)

2xW: Wiosna i Wielkanoc zwykle kojarzą się z jasnymi kolorami, wesołymi, bo też i okazja radosna: czy to świeży powiew odżywczego wiatru, czy Zmartwychwstanie.
Niemniej, od czasu do czasu warto odwołać się do klasycznej czerni, która - zwłaszcza w nieśmiertelnym zestawieniu z bielą - dobrze wypada przy każdej okazji; Wielkanoc nie jest tu wyjątkiem.

Trendu nie wymyśliłam, już od jakiegoś czasu obserwuję go na innych stronach (m.in. Scraperka zrobiła świetne zestawienie inspiracji wielkanocnych w czerni i bieli - TUTAJ). Post zrodził się raczej z mojej radości z powstających w domu ozdób ni to wiosennych, ni to wielkanocnych. Kupiłam fantastyczny krzaczek soczyście zielonej soleirolii, który - mimo iż sam jest świetną dekoracją - chciałam jakoś przystroić. Stanęło na patyczkach i mini-girlandzie, które zazwyczaj robią furorę na ciastach i tortach. Dziesięć minut, dwie długie wykałaczki, sznurek (akurat miałam czarny) i washi tape (w czarno-białe paski) = wisienka (girlanda?) na torcie (krzaczku?). Dopiero wtedy zauważyłam, że wkomponowałam się w trend black&white. Swoją drogą, biel świetnie wygląda na drewnianych świecznikach, łączy się z porcelanową osłonką i ptaszkiem, któremu uwiłam gniazdo z rafii... A czerń pasuje do zieleni soleirolii. Wszystko razem jakoś się skomponowało. Jeśli dodamy do tego kubek pomalowany markerem do porcelany oraz ozdobione jajka (i kalendarz)...












Jeśli o mnie idzie, tegoroczną Wielkanoc widzę raczej w żółci, ewentualnie w odniesieniu do kolorów NATURAlnych: brązu, beżu, zieleni... Jednak czerń i biel kuszą, szczególnie gdy przeglądam zdjęcia w sieci... Tak czy owak, miło było z nimi poeksperymentować :).




1. http://www.pinterest.com/pin/546272629773012818/; 2. http://www.pinterest.com/pin/546272629773012833/; 3. http://www.pinterest.com/pin/546272629773012834/; 4. http://www.pinterest.com/pin/546272629773012854/; 5. http://www.pinterest.com/pin/546272629773012861/; 6. http://www.pinterest.com/pin/546272629773658877/; 7. http://rueduchatquipeche.blogspot.com/2013/03/craft-easter-egg-inspiration-creative.html; 8. http://rueduchatquipeche.blogspot.com/2013/03/craft-easter-egg-inspiration-creative.html; 9. http://repeatpattern.blogspot.com/2012_04_01_archive.html.