7/27/2011
smaki: masło orzechowe
Ostatnie wpisy wciąż o jedzeniu. W sumie jak głębiej się nad tym zastanawiam to nie dziwi mnie zaistniała sytuacja. Lipcowe dnie głównie poświęcam czytaniu, a towarzystwo kawy wymaga czasami nieco wznioślejszych, kulinarnych starań. Skoro zaś o połączeniach kubków smakowych ze zmysłem wzroku mowa...
Masło orzechowe zasmakowało mi jakiś czas temu, wcześniej występując jedynie w roli drugoplanowej, zazwyczaj w połączeniu z karmelem lub czekoladą. Jego smak na tyle jednak mnie zauroczył, że od kilku miesięcy zaopatruję się zawsze w słoiczek owego specjału, nudząc przy śniadaniu mało urozmaiconym posiłkiem. Mniej więcej w czasie zakupu masła orzechowego miał również miejsce zakup "Klubu Dumas". Okładka, na której pięknie zamyśla się Johny w kreacji z filmu Romana Polańskiego, w połączeniu z promocyjną ceną i fotografiami w gustownej czerni i bieli... Ach. Książka i masło orzechowe od tego czasu stopiły się z sobą nieomal w jedno. Gdy czytam - czuję smak masła w ustach. Gdy jem - przeszukuję w wyobraźni zakurzone kolekcje, pomiędzy regałami starając się dostrzec zamyślonego Corso. Wszak "Klub Dumas" szeroko traktuje o książkach. Ciekawa jestem zakończenia. Film ("Dziewiąte Wrota") pod tym względem mnie rozczarował. Niezwykła atmosfera, magnetyzm klimatu Polańskiego i taki finał... Mam nadzieję, że pierwowzór literacki nie zawiedzie. Zwłaszcza, że zawiera w sobie pominięty w obrazie kinowym wątek Dumasa...